Ostatni polski pilot myśliwca z II wojny światowej zmarł na koronowirusa

Reklama

czw., 05/14/2020 - 22:11 -- zzz

Jerzy Główczewski , pilot pełniący służbę w słynnym Dywizjonie 308, zmarł z powodu koronawirusa - informuje "New York Times". O śmierci Główczewskiego media pisały już w zeszłym miesiącu, jednak do tej pory nie znano przyczyny zgonu.

Główczewski urodził się w Warszawie w 1922 r. Był ostatnim żyjącym pilotem myśliwca z II wojny światowej. Wykonał sto lotów bojowych. Do Wielkiej Brytanii przybył - poprzez Rumunię, Palestynę i Egipt - w 1942 r. W lutym 1944 r. ukończył szkolenie w zakresie pilotażu, pod koniec czerwca rozpoczął szkolenie na samolotach Spitfire, zaś we wrześniu wstąpił do Dywizjonu 308 "Krakowskiego".

Jako pilot tego Dywizjonu uczestniczył w prowadzonych z lądowiska w Normandii w atakach na wycofujące się wojska niemieckie, brał też udział w bitwie nad Gandawą, jednej z ostatnich bitew lotniczych II wojny światowej, a także w atakach na wyrzutnie niemieckich pocisków V-2. Do końca wojny uczestniczył w ponad stu lotach bojowych i został trzykrotnie odznaczony polskim Krzyżem Walecznych oraz Polowym Znakiem Pilota.

"Żyłem na skraju przepaści, ale jakoś udało mi się uniknąć najgorszego losu"

Po zakończeniu wojny powrócił do Polski, ukończył studia na wydziale architektury i brał udział w odbudowie Warszawy, m.in. uczestnicząc w odtwarzaniu zniszczonych zabytków, budowie Stadionu Dziesięciolecia oraz w projektowaniu zakładów przemysłowych. Do Stanów Zjednoczonych przybył w 1962 r. - był m.in. wykładowcą Uniwersytetu Stanowego w Karolinie Północnej. W Nowym Jorku pracował dla Fundacji Forda oraz ONZ. Wykładał architekturę w Instytucie Pratta.

"Daily Telegraph" cytuje fragment książki "Wojak z przypadku" - jednego z czterech tomów wspomnień Główczewskiego. "Żyłem na skraju przepaści, ale jakoś udało mi się uniknąć najgorszego losu. Byłem o krok od śmierci, uchodźcą uciekającym przed deportacją, głodem i obozami śmierci. Walcząc na dwóch frontach w czasie II wojny światowej, byłem wielokrotnie ostrzeliwany, ale podczas walki bez wątpienia powodowałem śmierć innych" - napisał w niej Główczewski.

- Mimo że znałem go wówczas już od 30 lat, nie byłem świadom jakim był wyjątkowym człowiekiem. Uzmysłowiły mi to dopiero jego wspomnienia. Stąd też nad okładką, która wydawała mi się łatwym zadaniem pracowałem o wiele dłużej niż nad podobnymi projektami. Stało się to okazją do ujawnienia niezwykłości i bogactwa jego życia – stwierdził Janusz Kapusta, autor projektu okładki do amerykańskiego wydania wspomnień Główczewskiego, które ukazały się w roku 2007.

Autor: 
ZZZ
Źródło: 

onet

video: 

Reklama