7 miesięcy Macierewicza w wojsku. I co - I NIC! Obrona jak durszlak

Reklama

pon., 06/20/2016 - 20:24 -- Anonim (niezweryfikowany)

Szef MON Antoni Macierewicz bada katastrofę smoleńską, stawia pomniki, zdejmuje pamiątki w żołnierskich salach i opowiada o obronie terytorialnej, którą dwa śmigłowce wroga przepędzą z lasu w każdej sytuacji na cztery wiatry. A wojsko? Może tylko krytykować.

Jak czekało na sprzęt tak czeka. I poczeka. Przed szczytem Sojuszu w Warszawie nie zapadną żadne najważniejsze dla armii decyzji. Macierewicz nie popsuje dobrej atmosfery wśród sojuszników. A śmigłowce, okręty podwodne czy program „Wisła" - nadal w lesie.

– Gdy wchodziłem do ministerstwa obrony, Siły Zbrojne RP nie posiadały zdolności zapewnienia bezpieczeństwa terytorium państwa, obszarowi powietrznemu, kluczowym obiektom kierowania państwem i cyberprzestrzeni – mówił niedawno w Sejmie minister obrony narodowej Antoni Macierewicz, przedstawiając ocenę swoich poprzedników. Co zatem zrobił przez siedem miesięcy rządów sam minister?

Mimo szumnych zapowiedzi, nie zapadły żadne najważniejsze decyzje dotyczące sztandarowych i kluczowych systemów i sprzętu dla wojska. Mowa o obronie przeciwlotniczej i rakietowej - czyli programach „Wisła" czy jej młodszej siostry „Narwi". Trwa przepychanka ze śmigłowcami Caracal, a o nowych okrętach podwodnych słuch zaginął. Wszystko to jest niezbędne i natychmiast potrzebne polskiemu wojsku. Od lat trwają dyskusje na temat zakupu tego sprzętu z firmami zagranicznymi, sami bowiem nie jesteśmy go w stanie wyprodukować. Minister zatrzymał wszelkie procesy związane z uzbrojeniem.

Ma za to czas na wysyłanie wojskowych dźwigów do stawiania pomników kościelnych, występowania w telewizyjnych reklamówkach, zdejmowania obrazków w żołnierskich salach czy zmieniania nazw patronów w salach tradycji - tylko dlatego, że poprzednicy mieli „nieprawomyślne" życiorysy. Oczkiem w głowie stała się Obrona Terytorialna. To nic innego jak „partyzanci", których z lasu w sytuacji konfliktu przepędzi na cztery wiatry pierwszy śmigłowiec przeciwnika. Resort opracował „koncepcję" tej formacji ale nikt nie wie jakim sprzętem ma dysponować i ile na niego trzeba będzie wydać. Tymczasem to co istotne dla wojska, czyli nowy sprzęt czeka na decyzje.

– Minister nie podejmie żadnych decyzji, ze względu na Szczyt NATO w Warszawie. Chodzi o to, żeby nie psuć politycznie poprawnej atmosfery – mówi w rozmowie z Fakt24 jeden z generałów. Rzecz dotyczy głównie przetargu na śmigłowce wielozadaniowe „Caracal". Chodzi o maszyny, które poprzednie kierownictwo MON wskazało jako najlepsze dla naszego wojska. Airbus Helicopters miał dostarczyć 50 śmigłowców. Antoni Macierewicz i jego współpracownicy zapowiadali w kampanii wyborczej, że przetarg zostanie odwołany, bo jest sprzeczny z interesami polskiego przemysłu obronnego, a Caracale nie spełniały warunków przetargu. Zaraz potem minister usiadł jednak do rozmów w tej sprawie z Francuzami. Paryż ostrzegł Macierewicza, że zakwestionowanie wyniku przetargu „byłoby jednak sygnałem politycznym o tym, że następuje wycofanie się z partnerstwa strategicznego, jakie zostało zbudowane w ostatnich latach" z Polską - powiedzieli AFP przedstawiciele francuskiego resortu obrony. Podkreślili, że po aneksji Krymu przez Rosję Francja wysłała siły wojskowe na wschód Europy, w tym do Polski, oraz że „zrezygnowała, między innymi przez wzgląd na prośbę Polski", z dostarczenia Rosji okrętów desantowych typu Mistral. Trwa przepychanka, przeplatana jedynie spekulacjami, że kupimy mniejszą ilość maszyn, a PZL - Mielec i PZL- Świdnik dostaną rekompensatę w postaci jakiś... zamówień. Negocjacje w sprawie offsetu z Airbus Helicopters ciągną się zatem dalej, a żołnierze czekają.

 

Obrona jak durszlak

Polski system obrony przeciwlotniczej jest dziurawy jak durszlak. Tak naprawdę, nie ma żadnej broni, która mogłaby stawić opór rosyjskim „Iskanderom". Nie jesteśmy w stanie wyprodukować jej sami. Od kilku lat politycy i wojskowi prowadzili poważne rozmowy z zagranicznymi firmami i koncernami zbrojeniowymi na temat jego zakupu. Tarcza „Wisła" jest kluczowym programem modernizacji armii. Ogłoszono w końcu przetarg, a wybór poprzedniego rządu padł na ofertę zestawu Patriot firmy Raytheon. A potem było zaskoczenie. Urzędnicy MON już pod wodzą Macierewicza negocjowali, a potem załamywali ręce, kiedy dowiedzieli się o cenie i czasie dostawy. Na system „Wisła” mamy przeznaczone około 16 mld zł. Dlatego szokiem było dla naszych urzędników i negocjatorów, kiedy usłyszeli podczas swojego pobytu w USA, że: – Kompleksowy system obrony przeciwrakietowej i przeciwlotniczej, który negocjujemy z amerykanami ma być gotowy w... 2028 roku, a nie jak zaplanowano początkowo - 2025 r i będzie kosztował 50 mld zł – mówił wówczas w rozmowie z Fakt24.pl Wojciech Łuczak, z branżowego „WTO Raport". Szef MON zwrócił uwagę, że proponowana cena za zestaw Patriot, jest „nieporównanie wyższa, możliwość dostarczenia produktu nieporównanie dłuższa, a warunki przejściowe do realizacji w ogóle nieznane".

 

Kluczowy program dla wojska

I co zrobił szef MON? Zaraz potem po prostu usiadł znowu do rozmów. Trudno powiedzieć, co chciał w ten sposób osiągnąć. Trzeba jednak oddać mu rację, że wrócił również do rozmów z konsorcjum MEADS, w którego skład wchodzą: MBDA Deutschland, MBDA Italia i amerykański Lockheed Martin. Ten system wybrała Bundeswehra, a sprawa czeka jedynie na akceptację niemieckiego parlamentu. Jest nowocześniejszy od konkurencji. Jeśli minister użył w transakcjach biznesowych MEADS jako karty przetargowej, żeby otrzymać lepsze warunki od Raytheona, to niewątpliwie było to dobre zagranie. Problem w tym, że MEDAS jest nie tylko nowocześniejszy, ale i szybciej niż konkurencja mógłby trafić do Polski. Koncern oferuje też nadzwyczaj korzystne warunki offsetowe. O jego zakupie rozmawiają również Włosi, Bułgarzy, Rumuni czy Turcy. Jest jeszcze trzeci gracz. To francuskie konsorcjum Eurosam (Thales - MBDA). Tak czy siak, sprawa wlecze się i końca nie widać.

W maju minister podsumował swoje sześc miesięcy pracy w MON. Chwalił się między innymi w 25 punktach: przyjęciem ustaw specjalnych na szczyt NATO w Warszawie, powołaniem „Akademii Sztuki Wojennej w miejsce Akademii Obrony Narodowej obciążonej złą tradycją PRL”, przygotowaniem koncepcji utworzenia nowego Rodzaju Sił Zbrojnych RP – Obrony Terytorialnej czy rozpoczęciem budowy bazy dla amerykańskiego systemu obrony przeciwrakietowej w Redzikowie - co nie jest i nie było jego zasługą. I rzecz jasna nową komisją Smoleńską. O najważniejszych dostawach dla wojska zapomniał. A Armia jak to armia - poczeka.

Minister nie chwalił się za to swoim dwudziestokilkuletnim szefem gabinetu politycznego, którego doświadczenie przed pracą w MON ogranicza się do zatrudnienia w aptece Łomiankach, czy jego młodszym koledze, który został specjalny przedstawiciel Ministra Obrony Narodowej ds. strategii komunikacji międzynarodowej. Nie wspomniał też o broni elektromagnetycznej. Ale to już zupełnie inny temat.

Źródło: FAKT.PL

Dział: 

Reklama