Koncepcyjny polski niszczyciel czołgów jest uważany za najgorsze, co może spotkać wrogi batalion czołgów.
To dzieło jest owocem współpracy firmy PZG i europejskiej (głównie brytyjskiej) firmy MBDA. Grafiki koncepcyjne pokazują system zamontowany na podwoziu bojowego wozu piechoty BMP-1 z czasów zimnej wojny. Jeden z nich (powyżej) przedstawia wersję z trzema wyrzutniami po 8 pocisków każda, a ten poniżej wersję z jedną wyrzutnią dwunasto-prowadnicową i ciężki karabin maszynowy kalibru 12,7-mm ZSMU zamontowany na wieżyczce.
Sama idea niszczyciela czołgów sprowadza się właśnie do niszczenia wrogich czołgów. Zwykle te niszczyciele są pojazdami opancerzonymi i zaprojektowanymi z myślą o sile ognia i mobilności, mające na celu szybkie zajęcie pozycji przed kolumnami czołgów wroga i zdziesiątkowanie ich za pomocą dział lub pocisków dalekiego zasięgu. Choć czasem wyglądem przypominają czołgi, niszczyciele czołgów poświęcają solidny pancerz na rzecz mobilności.
To cacko napędza Brimstone, a więc system rakietowy powietrze-ziemia średniego zasięgu opracowany przez Wielką Brytanie. Wchodzące w jego skład pociski wykorzystują radar, aby zlokalizować cel, co sprawia, że może atakować czołgi wroga na odległości do 12 kilometrów. Mogą również zostać wystrzelone w kierunku określonego obszaru docelowego, gdzie posieje grozę wśród wrogich czołgów. Jeden tylko atak może zniszczyć 22 z 50 czołgów i opancerzonych pojazdów bojowych w rosyjskiej batalionowej grupie taktycznej (BTG). To wystarczy, aby jednostka była nieskuteczna.
Jak celnie zauważa źródło, dotąd żaden inny kraj nie ma takiej broni, jak proponowany polski niszczyciel czołgów. Te nie wzięły się jednak znikąd i są tak naprawdę odpowiedzią na rosyjskie możliwości w kwestii siły pancernej.
whatnext.pl