Karabinek Grot. Cała prawda o nowej polskiej broni

Reklama

wt., 01/26/2021 - 20:01 -- zzz

Publikacja portalu Onet wywołała burzę w świecie wojskowości. W obronie karabinka Grot stanęli rzecznicy prasowi WOT i fabryki w Radomiu. Przeciwnicy wytykali kolejne błędy. Jaka jest prawda o nowej broni Sił Zbrojnych?

Artykuł, który ukazał się w portalu Onet, został zaanonsowany jako "raport". Jednak można go porównać do testów konsumenckich, co wywołało burzę w środowisku wojskowym. Wypowiedzieli się niemal wszyscy specjaliści, eksperci, żołnierze w czynnej służbie i w rezerwie. Media społecznościowe wręcz kipiały. Jakub Link-Lenczowski z Militarnego Magazynu MILMAG i Sławek Zagórski z Interii, przyjrzeli się konstrukcji karabinku Grot i emocjom, jakie wywołuje ta broń. Pełen raport techniczny i specjalistyczną analizę możecie przeczytać na łamach portalu MILMAG.pl

Początki Grota sięgają przełomu XX i XXI wieku, a broń została poczęta w Wojskowej Akademii Technicznej w Warszawie. W głowach kilku naukowców i wykładowców w mundurach wykiełkował pomysł opracowania nowego polskiego systemu broni strzeleckiej, który miałby zastąpić broń opartą na "systemie Kałasznikowa".

Najpierw, w ramach projektu badawczego, przez trzy lata watowcy badali, czy bezkolbowiec na bazie beryla ma sens. Doszli do wniosku, że nie ma najmniejszego. Zwieńczeniem pracy było stwierdzenie, że "karabinki bazujące na »systemie Kałasznikowa« osiągnęły graniczny stan modernizacyjny, są konstrukcjami nierozwojowymi".

Naszym zdaniem to nie do końca prawda - czego dowiódł karabinek roboczo nazwany wz. 96D Beryl - ale wyniki położyły podwaliny do następnej pracy. Tym razem przełomowej.

Kolejny konkurs na dofinansowanie projektów z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju rozpoczął się w 2007 roku. Grupie pod silnym kierownictwem Ryszarda Woźniaka udało się uzyskać wsparcie państwa na dalsze prace nad nową polską bronią indywidualną. Prace rozpoczęły się na początku grudnia 2007 roku, w ścisłej współpracy z Fabryką Broni "Łucznik"- Radom.

Przedstawiciele WAT zabrali się do dzieła z rozmysłem i rozgłosem. Dobrym pomysłem było zaangażowanie w projekt grupy dziennikarzy prasy branżowej. Zapewniło to pracom od razu rozgłos, a większość osób z tej gromadki do tej pory czuje bliski związek z Modułowym Systemem Broni Strzeleckiej kalibru 5,56 mm (MSBS-5,56) i promuje go w mediach.

Spora rodzina

Efektem projektu MSBS-5,56 jest naprawdę niezwykła rodzina broni. Naukowcom z WAT i konstruktorom z Fabryki Broni "Łucznik"- Radom udało się stworzyć bardzo ciekawą, jedyną w swoim rodzaju, nowoczesną konstrukcję. Prawdziwie Modułowy System Broni Strzeleckiej. To pierwszy sekret tej konstrukcji.

Oznacza to, że można broń poskładać dowolnie do swoich potrzeb, korzystając z dostarczonych klocków. Czasy, kiedy żołnierz miał otrzymać karabinek w konfiguracji rodem z fabryki i niczego w nim nie zmieniać, miały odejść w niepamięć. Modułowość oznaczała, że wszystkie zespoły broni są wymienne i dostosowywalne do misji.

Nie podoba się zespół lufy długości 406 mm? Można go sobie natychmiast wymienić na taki z 256-mm lufą. Komuś nie pasuje kolba? Demontuje ją i w to miejsce zakłada obsadę i taki model, jak mają prawdziwi Amerykanie w swoich M4.

Nie odpowiada kaliber? Można wymienić zespół lufy i może też zamek na dopasowany do innego naboju. Łoże jest dla długorękiego strzelca za krótkie? Hop, siup, wysuń łącznik, zdemontuj, zamontuj dłuższe i po sprawie. Mechanizm spustowy się nie podoba, bo nacisk na spust jest za duży, zbyt twardy, za bardzo wojskowy? Strzelec wyborowy miał szansę go wysunąć i wstawić nowy, precyzyjny o leciutkim oporze.

Testy karabinka samopowtarzalnego Grot

Grot w kamasze

Wszystko udało się po prawie dziesięciu latach. Przynajmniej dwa zmarnowano na zaciekłą walkę z wojskową biurokracją. Po licznych perypetiach, zmianach połowy broni, po dołączeniu do programu Tytan, a później wyłączeniu MSBS-5,56 - decyzją ministra Obrony Narodowej - z polskiego "wojownika przyszłości". Po utworzeniu nowego rodzaju sił zbrojnych: Wojsk Obrony Terytorialnej. Złożenie się tych czynników pozwoliło na zamówienie broni poza zaawansowanym indywidualnym systemem walki. Wszystko miało być tak pięknie...

Na początku września 2017 roku podczas Międzynarodowego Salonu Przemysłu Obronnego zawarto umowę między Jednostką Wojskową Nil, czyli ówczesnym gestorem sprzętu dla Wojsk Obrony Terytorialnych, i Fabryką Broni "Łucznik"- Radom. Wówczas jej szczegóły były objęte tajemnicą, dzisiaj już wiadomo, że zamówiono, wraz z podpisanym później aneksem, 50 737 karabinków MSBS nazwanych "Grot". Miano to pochodzi od pseudonimu Stefana P. Roweckiego, generała dywizji i komendanta głównego Związku Walki Zbrojnej a później Armii Krajowej.

Wojsko tak naprawdę nie było gotowe na modułową rewolucję. Chciało "lepszego kałasznikowa" i na to się nastawiało. Wojsku zmodyfikowany Beryl wystarczyłby jeszcze na kilka dekad. Sprawdzony po Afganistanie i Iraku miał wszystko co potrzeba, a nawet więcej.

Szyny, półeczkę pod palec na bezpieczniku, wysuwaną kolbę i na dodatek podwieszany granatnik, gdy ktoś lubi nosić. Do tego celny. Miał też wersję skróconą dla tych, którzy na rozpisce mieli dostać wersję skróconą. Tylko za dużo celowników do niego nie kupiono.

Więc wojsko potraktowało MSBS jak takiego lepszego kałasznikowa. Modułowość? Jaka modułowość? Siły Zbrojne RP kupują jedną, gotową konfigurację. Na domiar złego, ponieważ wojsko było przekonane, że kupuje "lepszego kałasznikowa", do szkolenia nowego narybku skierowano ludzi, którzy bardzo dobrze znali starego AK.

Skoro znają Beryla, to muszą też wiedzieć, jak działa broń. I, jak myślano w wojsku - po prostu sobie poradzą. To był przepis na katastrofę, która rzeczywiście nastąpiła, tylko mniej w realnym świecie, a bardziej na poziomie myślenia o nowej polskiej broni.

Pierwsze tysiąc Grotów trafiło do nowo utworzonych, formowanych od podstaw Wojsk Obrony Terytorialnej. Wyznaczeni przed dowódców zawodowi instruktorzy z kadry przechodzą kursy prowadzone przez Fabrykę Broni "Łucznik"-Radom, zapoznają się z bronią, strzelając i rozkładając. Do tej pory fajnie. Większość myśli, że da sobie radę, na Berylu się zna, to z MSBS też sobie poradzi. Tylko że nowy karabinek to nie AK.

Grot: Pierwsze strzelania

Grzech pierwszy

Tutaj pojawia się grzech pierwszy. Broń kupiono bowiem bez przyrządów celowniczych. Teoretycznie ona te przyrządy miała, fajne takie, małe i składane. Tylko, że konstruowano je z myślą, że nikt ich nie będzie używał. Że to tylko rzecz awaryjna i zapasowa.

Problem zaczął się, kiedy awaryjne przyrządy zaczęto stosować jako główne. Po pierwsze, te podstawowe mają przecież być stałe i pancerne. Obudowane tak, aby upadek, czołganie, strzelanie, bicie przeciwnika nie wzruszało ich bardziej niż wiosenny deszczyk. Takie są podstawowe przyrządy celownicze każdej broni. Tymczasem zapasowe są delikatne - łamały się i odpadały przy byle stuknięciu.

Dowództwo WOT szybko się zorientowało, w czym rzecz, i zaczęło zamawiać celowniki optoelektroniczne - kolimatory.

Grzech drugi

Nie ma też granatnika jednostrzałowego GP, mimo że badania tej konstrukcji zakończyły się wraz z MSBS-5,56K pod koniec 2017 roku. Podwieszana wersja jest opracowana przez Fabrykę Broni "Łucznik"- Radom, gotowa i czeka jedynie na zamówienie.

Ale wojsko nie chce zamawiać, bo najpierw minister Obrony Narodowej musiałby granatnik wyciągnąć swoją decyzją z programu żołnierza przyszłości pod kryptonimem Tytan. Po drugie, w tymże programie żołnierza przyszłości musi najpierw zostać opracowana nowa polska amunicja o niskiej prędkości wylotowej. A do tego droga jest jeszcze dość długa.

Zatem Wojsko Polskie nie ma czym jeszcze zastąpić ani wiekowego karabinka-granatnika wz. 74, ani nowszego karabinka-granatnika systemu SBAO-40, czyli podwieszanego GPSO-40 produkowanego przez Zakłady Mechaniczne Dezamet.